wtorek, 7 lutego 2012

Taking Aim at the Brand Bullies?

 Prawdopodobnie tak to powinno być, że uczelniany barek ma niskie ceny, miłą atmosferę, przestrzeń dla jednego człowieka, a także dla grupy przyjaciół i że ma jedzenie. Większość takich miejsc nie ma jednak zbyt wielu zalet, przynajmniej w Warszawie. Ja wiem, że się ciągle zachwycam tym Lublinem wciąż nie swoim, że ciągle chwalę, reklamuję, cóż.
Taka głupia rzecz, wydawałoby się - jedzenie w przerwie zajęć, a zawsze musiałam wybierać - jakość, cena, czy odległość. KUL ma barek o jakości przewyższającej wszystkie znane mi sieciówki, wszystkie fast foody i całą masę profesjonalnych lunchodajni. Dodałam ich na gastronautach.pl, bo to nie fair, żeby z tego miejsca korzystali tylko studenci. Doskonałe na śniadanie dla tych na przykład, którzy Lublin zwiedzają. 



Musiałam tu zabrać Towarzysza, skoro tylko udało nam się razem przybyć do Lublina. Na zdjęciu poniżej widać efekt - czysty zachwyt. Z Hostelu wyszliśmy bez śniadania, specjalnie po to, by uraczyć się wspaniałymi kanapkami No Logo. Po dwudziestominutowym spacerze (z Królewskiej w Aleje Racławickie) w pierwszym tego roku trzynastostopniowym mrozie (czwartek, 26.01) apetyt mieliśmy wilczy i dwie ciepłe buły zostały pożarte. Ja: ciabatta, oliwa, ser żółty, pomidor, ogórek, kiełki. On: ciabatta, masło, pepperoni, pesto, kapary, oliwki. Potem rozkochanie Towarzysza w Lublinie było już dziecinnie proste. Nie da się bowiem nie lubić tego miasta.

  

(A jak ktoś się czepia, to niech idzie jeść. Zmięknie malkontent, każdy zmięknie. Mniam!)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz