wtorek, 6 marca 2012

opowieści kolejowe, część 1

Najbardziej lubię jeździć do Lublina koleją. Kolej rzeczy, ludzi, myśli. Mogę kolejno odliczać stacje i strony książki. Nadrobić kolejny numer Tygodnika w ostatnim momencie, nowy pojawi się w skrzynce, gdy ja dojadę na miejsce. Cenię ten czas i kolejny raz mnie nie nudzi. Czekam na pociąg, jak na czas dla siebie. 

Zbyt rzadko mogę wracać pociągiem do domu. Wtedy jest już ciemno i pasażerowie odbijają się w szybach. Jeśli się przyjrzeć, czasem widać światła domów i można się zastanowić, czy oni tam w środku słyszą jeszcze, że jakiś pociąg przejeżdża. Czy trwają w cieple, czy wiedzą, że z zewnątrz, przejazdem, ich światło wydaje się oazą spokoju, przystanią, ciepłem. Pewnie nie wiedzą, kto mógłby przypuszczać. 

Zbyt rzadko mogę wracać pociągiem. W godzinach wieczornych pkp odmawia mi tej przyjemności. Wyszukiwarka połączeń wdzięcznie się produkuje proponując połączenie niemal dziewięciogodzinne. Z dwiema godzinami na przesiadkę w Dęblinie. Zamiast tego wybieram busy (wybieram bo muszę), w których nie ma miejsca na magię podróży, w których nie mogę czytać, w których nie jest bezpiecznie, bo busy pędzą i się ścigają z czasem, białym pasem, z nocą. Nie można w nich rozprostować nóg. W busach nocą jest też przeraźliwie gorąco i choć marznę zawsze i wszędzie, w busie zdejmuję z siebie kolejne warstwy odzieży dźgając współpasażerów łokciami. Do końca podróży martwię się, czy czegoś nie zgubię w czeluściach mrocznych i gorących, pod siedzeniami.

Pociągiem lubię. Lubię koleją. Tanie linie zwane TLK, nie są aż tak fajne, najfajniejsze jest InterRegio. W "interredżio" bilety są tańsze, pociągi czystsze, a podróż trwa około dwóch godzin. Nigdzie nie stoi się w polu, zupełnie w żadnym. A to, jak wiemy, jest osiągnięcie. W dodatku pociągi "interredżio" osiągają zawrotne prędkości i utrzymują je przez większą część trasy. Poniżej zamieszczam dowód, mam nadzieję, że wszystkim marudzącym, będzie teraz wstyd. 


 Co może być bardziej oczywistym absurdem niż perspektywa zbudowania lokomotyw podróżujących dwa razy szybciej niż powozy konne? (The Quarterly Review, 1825)

niedziela, 4 marca 2012

Kto lubi annchecza?

Ann Checz pisze o ludziach i miejscach i potem tym ludziom i miejscom pisze, że napisała. Zawsze może się komuś zrobić miło, a to raczej nie szkodzi. Pierwsza zasada, nie szkodzić, spełniona. 

Czasem i mnie robi się miło, na przykład gdy Restauracja Carmen na facebooku udostępni link do mojej strony. Gdy Hostel Królewska rzeknie słów kilka na temat inspiracji i ktoś to polubi

Coś miłego napiszą:

Dziękujemy serdecznie za tak miły opis naszej restauracji. Jest nam niezmiernie miło, że spodobało się Paniom w naszej restauracji. Pozdrawiamy serdecznie i gorąco jak w słonecznej Hiszpanii!
Ismael Hernandez i Restauracja Carmen

Albo tak:

Szanowna Pani!
Z wielką radością odczytujemy maila od pani. Bardzo się cieszymy, że nasz lokal przypadł zarówno pani i przyjacielowi czechofilowi do gustu:). Oczywiście zapraszamy ponownie do Czeskiej Pivnicy, wraz z innymi znajomymi. Staramy sie zapewnić klientom naszego lokalu wysoki komfort i pogodę ducha.Przyczynia się do tego min. wspomniane przez panią czeskie "Radio Petrov", jego piosenki nucone przy pysznym piwku na długo zostają w pamięci.Niejednokrotnie nasi klienci po paru głębszych becherovki czy śliwowicy "Jelinek" wracają do domu ulicami miasta z pieśnią na ustach:" Jozin z Bazin co by było miło", lub " ja sem kretek ano hej!"
Dzięki szerokiemu wyborowi alkoholi oraz dań kuchni czeskiej, każdy opuszcza to miejsce z pełnym brzuchem i uśmiechem na ustach.



Podpisano imiennie, w czasie niedługim i pomyślałam, że to dobra wieść - o zadowolenie gościa dba się nawet, gdy już wyjdzie z lokalu. Jestem bardzo rada i czekam na kolejną wizytę w Lublinie, jak na wakacje. A może będzie już wiosna. 
Nigdy nie widziałam wiosny w Lublinie, ani nawet marca.
 
(i dobrze wiedzieć, że to było Radio Petrov