piątek, 13 stycznia 2012

Papieros, papieros, los, los, los

Losowo wybieram tematy, o których piszę. Wszystko mnie interesuje w moim nowym mieście, szczególnie gdy pod ręką nie mam nic do pisania. Zaczynam notować odręcznie, jak ze starych dobrych czasów. Jak nawiedzona, jak typowa samotna wśród tłumu, umarła wśród żywych, lub na odwrót, a już na pewno jak nastolatka. Dziś w Lublinie się na mnie uwziął papierosowy dym. Nie wiem, czy to możliwe, żeby czuć go było ty częściej niż w Warszawie? 
[zrobić research]
[jeśli chodzi o lokale bez papierosa, to Lublin jest siódmy, Warszawa druga, a zdecydowanie prowadzi Kraków]
Do rozpatrzenia dwa punkty - instytucja.
Moje pierwsze w życiu spotkanie z jakimkolwiek profesorem  KUL-u. Wczesnojesienny zmrok i zadymiony pokój. Byłam, jestem w szoku. Wiem, że kiedyś tak się hmm zdarzało. Pamiętam zadymione urzędy z dzieciństwa, lubię kilka filmów, w których istnieją tylko role palące, cenię kilkadziesiąt zdjęć z petem na pierwszym planie (czy to w ustach, czy między palcami).


Papieros, los, los, los towarzyszył naszej historii - czy umiemy wyobrazić sobie okupację, powstanie warszawskie, peerelowską kolejkę, czy Solidarność bez papierosa?

Tymczasem przeminął szał, dotarła prawda, ludzkość powoli odchodzi od samozatruwania. Nie to, żebym nie wiedziała, że w latach pięćdziesiątych zapisywano papierosy na recepty. Nie to, żeby papieros nie tworzył klimatu.  Zupełnie bezwiednie zaczynam nucić Oskara Hella, to dziwne, niby on nie pali, a jednak to oczywiste, że gdy na nią tak czeka, to papieros jest z nim. Od ponad roku nie wróciłam z knajpy śmierdząc dymem. Nie wietrzę już kurtek po wizycie w pubie. 
A tu niespodzianka, pan profesor ma na biurku popielniczkę (relikt! obiekt muzealny! szaleństwo!), a w tej popielniczce pety. Wyraźnie nikogo się nie spodziewał, tak, jak ja nie spodziewałam się za jego drzwiami innej epoki.
Uroczo śmierdząca anegdota. Trochę jak dotknięcie innych czasów. No bo przecież tak to bywało, człowieku, tak to bywało..
Punkt drugi - papieros w toalecie. 
W gimnazjum owszem, bywało. Papierosy, marihuana, wódka, w szkolnej toalecie i na pierwszym i na drugim piętrze. Kiedy indziej gaz łzawiący. Doświadczenie praskiej szkoły, przywykłam - nieletni palacze palili w kiblach, przede wszystkim z powodu adrenaliny i lansu na niegrzecznych chłopców. (tudzież dziewczynki)
Znamy też wszyscy palaczy szpitalnych, szczególnie dobrze kryjących się na oddziałach płucnych i kardiologicznych. 
Ale wyższa uczelnia? Serio? Nie wiem jak mężczyźni, ale kobiety palą w toaletach. Za każdym razem, kiedy wchodzę, czuję. Może to dlatego, że na KUL-u nie ma kolejek do łazienek? (w przeciwieństwie do UW,: zapalisz tam dziewczyno w toalecie, ale tylko jeśli się wyrobisz w trzydzieści sekund, po tym czasie dwadzieścia innych pań zacznie walić do drzwi, więc może jednak wraz z dziekanem staniesz pod daszkiem i wypalisz na chłodzie?)

Czy to komfort czyni palacza, czy wschód?

3 komentarze:

  1. Tak po prawdzie, to jeśli jest się naukowcem od zupełnie eterycznych (czyt. mało praktycznych) spraw, takim w kraciastej marynarce z łatami na łokciach i w okularach w rogowej oprawie, to pełna popiołka na biurku musi być. Jako atrybut, nawet jeśli delikwent nie pali.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja czytam i czytam i stwierdzam, że mogłabyś w Lublinie jakąś gazetkę turystyczną o niesamowitym rozchwytywaniu prowadzić :) (Pani Polonistko. :*)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wyzwolić się z nałogu - wielka rzecz, zapalić czasem dla przyjemności - sama frajda :-)

    Jeszcze w początkach 3.tysiąclecia pewien lekarz, specjalista rehabilitacji, też palił w gabinecie(!)

    OdpowiedzUsuń